Co czeka przewodników górskich?
W dobie rozwoju cywilizacji mamy naprawdę coraz doskonalsze mapy (nawet z naniesionymi współrzędnymi dla GPS), bogatą literaturę przewodnikową i coraz lepszą informację turystyczną, gęstą sieć znakowanych szlaków i wiele innych udoskonaleń technicznych pozwalających grupie turystów doskonale radzić sobie samodzielnie w terenie bez korzystania z pomocy zawodowego przewodnika. Nie ulega wątpliwości, że w przyszłości drastycznie zmaleje popyt na usługi przewodnickie. Zresztą w tak stosunkowo turystycznie łatwych i zaludnionych górach, jakimi są w większości Beskidy i Sudety, narzucony przez prawo obowiązek chodzenia grup turystów pod opieką przewodnika jest archaizmem, swoistym kuriozum w skali światowej.
Na nic zdały się wysiłki naszego przewodnickiego lobby związane z tworzeniem prawa wymuszającego popyt na usługi przewodnickie, bowiem popyt niezależnie od wprowadzonych rygorów w ostatnich latach znacznie zmalał. Ludzie są na ogół przekorni i przenigdy nie dadzą się przekonać, że muszą wynająć przewodnika. A że w niektórych sytuacjach mogą skorzystać z jego usług, to jest oczywiste, ale żeby musieli - nowoczesne i świadome społeczeństwo nigdy na to nie pójdzie...
Ilustracja do artykułu pt.: "Co czeka przewodników", Gościniec, nr 4(257) z 1991 r. Wówczas tania turystyka młodzieżowa miała się jeszcze dobrze, a wycieczki prowadzili społecznie organizatorzy turystyki i przodownicy turystyki górskiej, głównie opiekunowie SKKT PTTK. Wtedy to przewodnicy PTTK właśnie "ostrzyli sobie zęby'" na ogarnięcie ich monopolem turystyki młodzieżowej i akademickiej. Przeforsowane przez nich przepisy w rzeczywistości nie przysporzyły im klientów, a przyczyniły się do upadku taniej turystyki wędrownej w polskich górach.
Przyjrzyjmy się popytowi na usługi przewodnickie na przykładzie Sudetów. Otóż najliczniejsza grupa przyjezdnych w Sudety to mieszkańcy Wielkopolski. Wystarczy przejść się po sudeckich kurortach i popatrzeć na samochody. Większość tablic rejestacyjnych na pojazdach ma znaki identyfikacyjne województwa wielkopolskiego. Gdyby nie Wielkopolanie, to miejscowości te by w pełni sezonu świeciły pustkami. Wśród tych przyjezdnych dominują grupy towarzyskie, uprawiające turystykę kwalifikowaną o charakterze indywidualnym i bardzo rzadko korzystające z usług przewodnickich.
Społeczeństwo Wielkopolan idzie do przodu z postępem i wykazuje się większą samodzielnością i zaradnością przy organizowaniu dla siebie wypoczynku i turystyki, niż daje się to zauważyć wśród mieszkańców innych regionów. Oni wydają pieniądze z rozwagą i przewodnicy na nich po prostu niewiele zarobią. Ta regionalna cecha jest niewątpliwie jedną z przyczyn, że w Poznaniu nigdy nie powstał żaden ośrodek przewodnictwa górskiego, zwłaszcza sudeckiego (w te góry mamy najbliżej), jakie powstały w innych miastach Polski.
Malejący popyt, odchodzenie od masówek i coraz większa popularność turystyki indywidualnej w niedalekiej przyszłości ogarną mieszkańców innych regionów i same rozwiążą kontrowersje wokół problemu przesadnego obwarowania górskich przewodników turystycznych ogromną ilością niespójnych przepisów. Padną państwowe monopole na nadawanie licencji, podziały na przewodnickie klasy i obszary uprawnień i cała ta bezsensowna megalomania zostanie odstawiona do lamusa wraz z pomysłami trącącymi archaizmem i ciemnogrodem...
Przyszłość przewodnickiej profesji to wolny rynek i zdrowa konkurencja, gdzie będą się liczyć się pomysłowe, atrakcyjne ofery i fachowość oraz konkurencyjne ceny usług przewodnickich. A na takim rynku utrzymają się jedynie nieliczni profesjonaliści, z których pomocy ludzie będą korzystać z własnej i nie przymuszonej woli, a przede wszystkim ci, których będzie na to stać. Cała reszta będzie wędrować indywidualnie czy w grupach organizowanych przez dobrowolne stowarzyszenia turystyczne - jak kto chce - bez obaw o ściganie z jakiegoś tam paragrafu.