Szczególnie przykre wspomnienie

 

Farma ekologiczna, wegetarianizm, duchowe oświecenie???

Kiedyś dużo częściej, niż obecnie, wyjeżdżaliśmy całą rodziną w góry. Prowadziliśmy wędrówki krajoznawcze i przyrodnicze, letnie obozy wędrowne, a syna staraliśmy się wychować na człowieka wrażliwego na sprawy ekologii. Właśnie w górach po raz pierwszy zetknęliśmy się z ruchem Hare Kryszna. Razem z synem zajrzeliśmy do "farmy ekologicznej", znajdującej się w sąsiedztwie ówczesnego schroniska PTTK "Czartak" w Rudawach Janowickich w Sudetach (reklamowała się m.in. w broszurze "Ekoturystyka"). W czasie tamtego spotkania nie było mowy, że jej właściciele reprezentują jakąś religię. Mówiono wtedy, że farma produkuje zdrową żywność w oparciu o hinduską tradycję, że propaguje zdrowe żywienie i wegetarianizm oraz życie w zgodzie z naturą. Gospodarze farmy - młodzi ludzie - zaprowadzili nas do budynku, w którym stały woły i mówili, że używają ich do orki. W trakcie spotkania poczęstowali nas wegetariańskim posiłkiem. Byliśmy przekonani, że jest to świecki ruch społeczny o orientacji proekologicznej, co wydawało się być zgodne z naszymi poglądami i zainteresowaniami. Rozmawiali o czymś na osobności z synem i sprzedali jemu książkę, jednak wtedy nie wzbudziło to naszego zaniepokojenia.

Węzeł szlaków turystycznych w pobliżu 
farmy Hare Kryszna w Czarnowie

Prawdziwe oblicze tego kultu poznaliśmy dopiero później. Syn przynosił do domu i czytał coraz więcej książek z tekstami założyciela sekty - Prabhupady. Kiedy zaczął codziennie wstawać nad ranem i przez wiele godzin intonować mantrę "Hare Kryszna, Hare Kryszna...", było już za późno na wyciągnięcie go z tego uzależnienia. Przyrządzał też w osobnych naczyniach (nasze były "duchowo nieczyste") odrębne pożywienie. Coraz więcej czasu poświęcał sekcie, zerwał z kolegami i harcerstwem, zaniedbał naukę i przerażająco chudł. Znikał też na całe dnie i wyjeżdżał do ośrodków sekty. Często zamiast w szkole przebywał wśród wyznawców kultu, gdzie odurzano go kadzidełkami i wprawiano w trans za pomocą ekstatycznych tańców i śpiewów. Liderom sekty, tzw. mistrzom duchowym, oddawał pokłony i poświęcał swoje wszystkie myśli.

Zauważyliśmy, że coś złego dzieje się z synem od kiedy zaczął uczęszczać na spotkania sekty. Później zjawialiśmy się tam również my, ale tyko po to, aby dowiedzieć się bliżej z kim związało się nasze dziecko. Zaczęliśmy czytać przynoszone przez niego broszury i z przerażeniem dostrzegliśmy, że uczą posługiwania się kłamstwem i oszustwem. Powiedzieliśmy liderom grupy, że nie życzymy sobie aby syn kontaktował się z nimi. Jak się później okazało - oszukali nas. Obiecali, że zabronią mu chodzić do nich na spotkania, a dowiadywaliśmy się od jego rówieśników, że zamiast być w tym czasie w szkole, widzieli go idącego w kierunku ośrodka krysznowców. Zresztą zdradzał go zapach kadzidełek, które tam bezustannie palą, a którymi cały przesiąknięty wracał późno do domu. Sekta, posługując się technikami psychomanipulacji, szybko uzależniła syna od siebie. Zaczął kłamać, wyciągać od nas pieniądze, mówiąc że potrzebuje na szkołę, a tak naprawdę wspierał finansowo sektę i kupował różne akcesoria kultowe.

Syn przed przystąpieniem do ruchu Kryszny udzielał się w harcerstwie i uprawiał turystykę. Chętnie jeździł ze swoimi kolegami na wycieczki krajoznawcze i obozy wędrowne. I było mu z tym dobrze. W domu nie brakowało mu też miłości i ciepła. Nikt nie widywał go z butelką piwa albo z papierosem.

Zdjęcie z zimowej rodzinnej wędrówki z synem
w Rudawach Janowickich

Czas mijał, a my próbowaliśmy go z tego wydostać. Byliśmy jednak zupełnie bezradni wobec manipulacji jakimi posługiwała się sekta. Jej liderzy powoływali się m.in. na rzekomo pozytywne wyniki badań naukowych ich diety, które to badania miał prowadzić prof. Wojciech Chalcarz z Pracowni Żywności i Żywienia AWF w Poznaniu. Sprawa wyjaśniła się dopiero wówczas, kiedy profesor napisał w liście: "Jest to nieprawda. (...) Z moich obserwacji wynika, że wielu młodych mężczyzn, wyznawców ruchu Hare Kryszna, jest nadmiernie chudych. (...) Taka dieta jest niebezpieczna dla zdrowia".


Ich dieta polega nie tylko na zakazie spożywania mięsa, ale również jaj, cebuli, szczypiorku, grzybów, wielu produktów mlecznych i roślinnych, nawet w szczątkowych ilościach. Często obowiązuje zakaz przyrządzania potraw zawierających nawet śladowe ilości mąki i roślin strączkowych, co poważnie ogranicza spożywanie białka. Cały kalendarz postów i głodówek liczy kilkanaście stron maszynopisu. Ta dieta nie ma nic wspólnego ze zdrowym żywieniem! Jednak wtedy syn miał już tak "wyprany mózg", że nawet nie zauważył jak okropnie schudł, a tylko stale powtarzał: "ja nie jestem tym ciałem".

Podczas pląsów z grupką współwyznaców sekty w rytmie monotonie śpiewanej
pieśni "Hare Kryszna, Hare Rama..." na Starym Rynku w Poznaniu

Prosiliśmy liderów sekty, aby uszanowali nasze prawa rodzicielskie i nie angażowali go w tak intensywne praktyki. Niestety, bez żadnego skutku... Po upływie około 2 lat od związania się z sektą, któregoś dnia syn zasłabł i upadł na ulicy, złamał sobie nos i szczękę i wybił zęby. Trafił do szpitala, gdzie chciał kontynuować posty i odmawiał jedzenia, bo pożywieniem szpitalnym mógł się "duchowo zanieczyścić". Ale wtedy krysznowcy jakoś o nim zapomnieli. W tym miejscu przytoczymy fragment pracy doktorskiej Anny Kubiak, "Delicje i lewa ręka Kryszny", zawierającej wypowiedzi wyznawców sekty: "Nie daj Boże zachorować w ruchu. Nikt się tobą nie zaopiekuje. Brak jest współczucia, pomocy, gdy ktoś ma trudności."


Naszą rozpacz pogłębiły oskarżenia lekarzy: "Co zrobiliście z tym chłopcem? Dlaczego on tu nie chce niczego jeść? Czy brał jakieś narkotyki?". To był po prostu obłęd! Lekarze nie mogli zrozumieć, że to sekta zabroniła mu przyjmowania pożywienia od "nie-wielbicieli Kryszny". Początkowo karmiono go kroplówką. W końcu zaczął przyjmować posiłki, ale... przyrządzane tylko przez nas. Przynosiliśmy mu do szpitala jedzenie przez 6 tygodni.

Ze złamaną szczęką mógł jeść tylko potrawy półpłynne

Do normalności wracał długo. Po wyjściu ze szpitala krysznowcy sobie o nim bowiem przypomnieli. On też chciał do nich wrócić, wyjeżdżał do ośrodków kultu, m.in. na farmę do Czarnowa w Rudawach Janowickich. Byliśmy już zupełnie bezsilni... Miał już 18 lat, kiedy pewnego dnia przyjechał po niego jakiś krysznowiec o dziwnie brzmiącym imieniu "Moksadai Dasa" (w sekcie rzadko używa się prawdziwych nazwisk). Zapakowali z synem do samochodu co watrościowsze przedmioty i odjechali. Syn zamieszkał gdzieś we wspólnocie. Wszystko to trwało dalsze dwa lata. Na szczęście w końcu zrozumiał, że jest wykorzystywany do celów nie mających nic wspólnego z rozwojem duchowym i zerwał z sektą i jej praktykami.


Ponieśliśmy poważne skutki szkodliwego oddziaływania tego kultu na naszego syna. To nie tylko koszty jego leczenia, przedłużonego okresu nauczania, utraty pełnej zdolności do pracy i nauki - poniesione przez całą rodzinę. To także cierpienia moralne, których nie da się przeliczyć na pieniądze. Tej tragedii można było zapobiec, gdyby przywódcy tego związku wyznaniowego reprezentowali uczciwą religię, o zdrowych zasadach etyczno-moralnych, a nie kult oparty na obłudzie i fałszywych obietnicach. Liderzy sekty, kiedy stało się nieszczęście, wyparli się wszystkiego. Twierdzili, że kontakty syna z ruchem były sporadyczne i on sam narzucił sobie to wszystko.

Figurki bóstw ukryte są za kotarą w jednym z pomieszczeń farmy. Podczas
obrzędów kultowych są polewane "boskim nektarem" z jogurtem

Ruch Hare Kryszna to naszym zdaniem wyjątkowo nieudany przeszczep religii wschodnich na rodzimy grunt. A wydawać by się mogło, że nie może nieść nic złego ideologia popierana przez liczne autorytety... Zrozumieliśmy, że Hare Kryszna może być wyborem tylko dla mocnych, w pełni dojrzałych ludzi - cwaniaków umiejących zrobić na tej ideologii niezły interes. Paradoksem zaś jest, że sekta wciąga nastolatków o niewykształconej jeszcze osobowości, ludzi wrażliwych i idealistów szukających oparcia w grupie rówieśniczej, w której stają się ślepymi narzędziami do realizacji celów jej lidera.

Zofia i Lech Rugałowie
(Zofia jest przewodnikiem turystycznym PTTK,
Lech - przodownikiem turystyki górskiej PTTK i przewodnikiem GOT PTT)


Czym jest Hare Kryszna? (na podstawie niemieckiego raportu rządowego "Bericht über Aktivitäten von Sekten in Schleswig-Holstein", Dokument nr 13/2630 z 21.03.95.) [powrót]

Ten ruch ekstatyków (International Society fot Krishna Consciousness, w skrócie: ISKCON) założył w 1966 r. w New York City emigrant z Indii – Bengalczyk Bhaktivedanta Prabhupada (prawdziwe nazwisko: Abhay Charan De) w celu szerzenia kultu Kryszny hinduistycznej sekty zapoczątkowanej w XVI w. przez reformatora wisznuizmu bengalskiego Czajtanję. Choć Prabhupada wzorował się na sekcie Czajtanji, jednak doktrynę ruchu oparł nie na oryginale "Bahagavad-gity" (jednej z ksiąg hinduizmu), a na jej własnej interpretacji "Bhagavad-gita taka jaką jest". Poprzez intensywne śpiewy rytualne mantry "Hare Kryszna" – co najmniej 1728 razy na dzień, bezwzględne przestrzeganie zasad regulujących i absolutne podporządkowanie się "mistrzowi duchowemu" – ma nastąpić stopienie się z Kryszną, "najwyższym osobowym Bogiem"...

Organizacja pragnie wprowadzenia teokracji i restytucji systemu kastowego. Ten autorytarny model podważa zasadę równości ludzi i godzi w zagwarantowane konstytucyjnie prawa człowieka. Członkowie ruchu są zobowiązani do całkowitego posłuszeństwa względem "prezydenta świątyni", muszą zrezygnować z wszelkiej własności i przekazać sekcie ewentualne prawa do spadku. Kobiety uważane są za istoty gorszego gatunku. Werbunek ma miejsce najczęściej podczas wegetariańskich "uroczystych uczt". Ruch Hare Kryszna żąda (od swych członków) absolutnego posłuszeństwa, żebraniny, całkowitego oddania się grupie. Krytycy uważani są za "łachmytów", "podżegaczy", "ateistów". Istnieje wiele instytucji parawanowych jak: "Centrum Bhakti Yogi", "Fundacja Food For Life", "Fundacja Wiedzy Wedyjskiej", bary wegetariańskie "Govinda" itp.

Przeczytaj też:
http://ptsud.republika.pl/pranie.htm
http://ptsud.republika.pl/relacje.htm
http://www.kulty.info/art/417

[ Powrót do strony głównej ]