Lech Rugała Wspomnienie Nie ma złego, co by na dobre nie wyszło Kiedyś
podczas
górskiej wędrówki granicznym szlakiem czerwonym w Karkonoszach, zwanym
wówczas "Drogą Przyjaźni Polsko - Czechosłowackiej", zdarzyła
się nam nieprzyjemna historia, która w ostateczności zaowocowała
zawarciem przyjaznych kontaktów z Czechami, jak w znanym przysłowiu:
"nie ma złego, co by na dobre nie wyszło". Z Františkiem Jirásko (stoi drugi od prawej) na trasie w Karkonoszach w Labským dolu
František Jirásko, który jest horským průvodce z uprawnieniami na Krkonoše - pilotem wycieczek, napisał już wiele bardzo ciekawych artykułów o polskiej stronie gór w miesięczniku wydawanym przez Krkonošský Národní Park, zatytułowanym: "Krkonoše" (jest on współpracownikiem redakcji). Współpracuje też z niektórymi działaczami Studenckiego Koła Przewodników Sudeckich we Wrocławiu, z którymi ma szczere przyjacielskie kontakty, wzajemnie się odwiedzają. Tamto zdarzenie i wątki poruszone w liście do czeskiej prasy zainspirowały mnie do napisania polskiego artykułu pt: "Czeskie wątki w Wielkopolsce" i w języku czeskim "Češi a Poláci měli od nepaměti k sobě blízko". František Jirásko był już dwukrotnie w Poznaniu z wycieczkami czytelników czasopisma "Krkonoše" i członków Klubu českých turistů. Razem z moją żoną oprowadzaliśmy Czechów po Szlaku Piastowskim i ukazywali im na trasie m.in. wątki wspólnej historii obu słowiańskich narodów - w Lesznie, Poznaniu, Gnieźnie, Gieczu... W miesięczniku "Krkonoše" (nr 12/94) ukazała się notatka z podziękowaniem za więcej niż przyjacielskie przyjęcie, jakie grupie Czechów przygotowali Członkowie naszego Klubu Sudeckiego PTTK z Poznania, zwłaszcza małżeństwo Rugałowie. Obok fragment tej notatki. W sierpniu 1993
roku, w czasie pobytu z obozem wędrownym w malowniczo położonym u
podnóża czeskich Karkonoszy miasteczku Vrchlabí, przeżyliśmy chwile
grozy w związku z kolizją samochodową, która na szczęście skończyła się
dla nas szczęśliwie. Dwa dni później wzięliśmy udział w niedzielnym
nabożeństwie w tamtejszym zborze braci czeskich. Epizod ten znalazł
swój wydźwięk nawet w lokalnej wielkopolskiej prasie, kiedy to
uczestnik tego obozu napisał później do jednej leszczyńskich gazet,
oburzonej na nazywanie Leszna "małym prowincjonalnym miasteczkiem".
Obok notatka prasowa, która - jako ciekawostka - zachowała się w moim
domowym archiwum...
Zdjęcie przedstawia herb z wyobrażeniem czeskiego lwa na gotyckim sklepieniu nawy w gnieźnieńskiej bazylice archikatedralnej. Umieszczenie tam czeskich heraldycznych lwów ma związek z przejęciem korony polskiej przez przedstawiciela czeskich dynastów - Waclawa II i planami kontynuacji tej linii. Miało to miejsce już po śmierci jego następcy - Wacława III, podczas jej przebudowy na styl gotycki w II połowie XIV wieku. Umieszczono je tam za sprawą ówczesnego arcybiskupa gnieźnieńskiego Bodzanty, który należał wtedy do grona zwolenników związania korony polskiej z czeskimi dynastami - zabiegał wówczas o wprowadzenie na tron Polski Zygmunta Luksemburskiego i liczył na jego koronację w gnieźnieńskiej katedrze. |