Polowanie na prowadzących grupy

W "Głosie Wielkopolskim", wydanie z 12 maja 2009 roku, na str. 15 ukazał się artykuł pt. "Przewodnik pod lupą". Jak wynika z tego artykułu i innych wiadomości medialnych, w Poznaniu - nie z inicjatywy rzekomo pokrzywdzonych turystów, a na wniosek przewodników miejskich - grupy osób zwiedzających miasto, które nie wynajęły sobie licencjonowanego przewodnika, są inwigilowane i szykanowane przez staż miejską, a osoby przekazujące informacje o mieście - karane mandatami.



W rzeczywistości rolą władz miejskich Poznania w żadnym razie nie jest ograniczanie wolności pozyskiwania i przekazywania informacji. Urząd Miasta nie może uzurpować sobie prawa do bycia "nadurzędem" do cenzurowania komu i gdzie wolno, a komu nie wolno mowić o zabytkach, historii czy przyrodzie. Nie po to walczono o zniesienie w Polsce cenzury, aby pod pretekstem ochrony interesów miejscowych przewodników straże miejskie wcielały się w rolę cenzora i ingerowały w działalność statutową stowarzyszeń, związków wyznaniowych itp. podmiotów organizujących zwiedzanie naszego kraju, wtrącały się w relacje między jego członkami, oraz podsłuchiwały kto i o czym opowiada uczestnikom wycieczki.

Art. 54 Konstytucji stanowi: "Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji."

Jak widać w tym zapisie konstytucyjnym nie ma nawet mowy o możliwości ograniczania tej wolności w jakiejkolwiek ustawie. Zatem turyści mają konstytucyjne prawo wziąć sobie kogo zechcą, aby przekazał im informacje krajoznawcze o danym terenie. Wszelkie narzucanie obowiązku wynajęcia przez grupę licencjonowanego przewodnika namaszczonego przez władze państwowe i szykanowanie niewinnych ludzi przez straż miejską jest bezprawne i stanowi pogwałcenie podstawowych wolności i praw obywatelskich.

Ustawa o usługach turystycznych reguluje tylko i wyłącznie działalność komercyjnych biur podróży a nie ogół obywatelskiej działalności w zakresie organizowania i oprowadzania wycieczek! Jeśli wycieczkę organizuje jakiekolwiek np. stowarzyszenie, parafia, szkoła, zakład pracy, klub, grupa znajomych, osoba prywatna itp. - nie ma obowiązku wykupienia usług miejscowego licencjonowanego przewodnika.



Nikogo nie wolno zmuszać do zakupu niechcianych towarów lub usług. Ta oczywista zasada zawarta jest w uchwalonej w 2007 roku Ustawie o przeciwdziałaniu nieuczciwym praktykom rynkowym. W jej świetle bezprawne jest np. umieszczenie na stronie internetowej Koła Przewodników PTTK w Poznaniu błędnych informacji, jakoby wszystkie grupy, także organizowane przez szkoły czy parafie, miały obowiązek wynajęcia w Poznaniu przewodnika, bo inaczej zostaną ukarane 500-złotowym mandatem lub w postępowaniu karnym. Jest to wysoce nieuczciwy sposób narzucania się ze swoimi usługami.

W dzisiejszych czasach, kiedy jest dostęp do oficjalnych stron internetowych miast czy parków narodowych i krajobrazowych oraz mnóstwa informacji w fachowych publikacjach, dokładnych map i szczegółowych planów, instytucja przewodnika straciła na znaczeniu. Zupełnie tak samo jak profesor na uczelni. Dzisiaj dostęp do wiedzy ma każdy i może ją w dowolnej chwili uzupełnić lub zweryfikować. Student ma dostęp do tych samych publikacji, co profesor, turysta ma dostęp do tych samych publikacji i map, co przewodnik itd. Każdy opiekun wycieczki, bez formalnych uprawnień przewodnika, może podjąć się tej roli i wziąć pierwszy z brzegu ilustrowany przewodnik albo wydruk z internetu i pokazać grupie to, o czym przeczytał.

Dlatego kompletnym nonsensem jest żądanie państwowej licencji przewodnika od osób, które dzielą się swoim doświadczeniem turystycznym i okazyjnie zajmują się przekazywaniem informacji o miastach czy innych turystycznych obszarach naszego kraju. Problemem natomiast jest sprowadzenie "na ziemię" zindoktrynowanych działaczy przewodnickich, którzy płodzą różne bzdurne zapisy ograniczające swobodną turystykę i przemycają je do ustaw, rozporządzeń i innych aktów prawnych oraz inicjują podobne akcje "polowań" na prowadzących grupy.

Lech Rugała

PS. Po mojej interwencji w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Wielkopolskiego do prezesa Koła Przewodników PTTK w Poznaniu skierowano takie oto pismo.



Czy to piersze symptomy powrotu do normalności? Więcej, bo może okazać się, że to pierwsza cegła wyciągnięta z muru dziwacznej policyjno-prawnej konstrukcji, jaką jest procedura szykanowania niewinnych osób przez służby porządkowe, które żądają licencji przewodnika turystycznego od kogokolwiek, kto prowadzi turystów bądź sprawia takie wrażenie np. pokazując zabytki, a w razie ich braku - przerywają zwiedzanie, zawracają ze szlaku i karają grzywną lub zmuszają do ciągania po sądach. Nie ma więc obawy, że wycieczka organizowana niekomercyjnie, np. przez nauczyciela zapoznającego grupę uczniów z architekturą miasta czy instruktora harcerskiego pokazującego swojej drużynie miejsca związane z Powstaniem Wielkopolskim itp., może być w Poznaniu i Wielkopolsce zaczepiana i kontrolowana przez Straż Miejską czy inne służby policyjne. Gdyby jednak mimo wszystko zdarzyła się taka sytuacja, zawsze można powołać się na powyższe pismo, które po mojej interwencji Urząd Marszalkowski przesłał mi do wiadomości.


Zapis w Kodeksie Wykroczeń - art. 60(1) § 4 pkt. 1 "Kto wykonuje bez wymaganych uprawnień zadania przewodnika turystycznego lub pilota wycieczek podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny", w niektórych miastach jest nadal wykorzystywany do terroryzowania organizatorów wycieczek i zdobywania klientów, choć "zadania przewodnika" można definiować wyłącznie jako zadania na zlecenie podmiotu gospodarczego objętego ustawą o usługach turystycznych. W żadnym razie jakikolwiek inny przypadek oprowadzania i przekazywania informacji krajoznawczych. Oto fragment informacji z komercyjnej strony internetowej Blanki Myszkowskiej - przewodnika z Wrocławia.



Ukazana wyżej informacja, to  w tej całej sprawie wyjątkowo kuriozalna "perełka". Dobitnie pokazuje to, czego większość z nas na co dzień stara się nie zauważać: że we współczesnej Polsce wciąż mamy obszary prawa, w których to nie państwo (czy, jak tutaj, kolejna samokoncesjonująca się grupa, która "załatwiła sobie" u polityków urzędową ochronę swych interesów) udowadnia winę oskarżonemu, tylko oskarżony musi udowodnić, że jest niewinny (że nie jest wielbłądem). Ta filozofia prawna, kiedyś charakterystyczna dla trybunałów badających oskarżenia o czary (gdzie, jak pamiętamy, oskarżona kobieta mogła swą niewinność udowodnić np. tonąc w trakcie próby wody), to dziś norma w działaniu polskich urzędów wykorzystujących sytuację, że Polacy, którzy są narodem uwielbiającym życie w rzeczywistości rodem z filmów Stanisława Bareji, poprzestaną na marudzeniu. A systemu nie zmienią nawet gdy na wrocławskich ulicach zaczną się aresztowania matek opowiadających o zabytkach własnym dzieciom.

Pomijając fakt, że zamieszczanie takich tekstów w internecie jest właśnie "piractwem", to jeśli komuś zdarzy się być zaczepionym przez kontrole powołujące się na Kodeks Wykroczeń i wmawiające nam, że nielegalnie wykonujemy zadania przewodnika, trzeba zadecydowanie odmówić przyjęcia mandatu i oświadczyć, że będziemy dochodzić swoich praw przed sądem. W sądzie będą musieli to udowodnić, a tam już tak łatwo nie pominą stosownych zapisów ustawy o usługach turystycznych i innych praw nadrzędnych. Koszty postępowania wraz z odszkodowaniem za zakłócenie wycieczki powinny wtedy przemówić do pazernych.