Wspomnienia Kto nie lubi Ostrowicza? Dr med. Aleksander Ostrowicz (1839 - 1903) rodem z Wielkopolski, którego imię przyjął Klub Sudecki PTTK z Poznania, był szanowanym lekarzem zdrojowymi i autorem pionierskiego polskiego przewodnika po Lądku, wydanego w 1881 r. w Poznaniu. W przypadającą w 1991 r. 110 rocznicę edycji tego przewodnika, Klub Sudecki wystąpił z inicjatywą upamiętnienia jubileuszu przez umieszczenie stosownej tablicy pamiątkowej w Lądku Zdroju. Długo trwały starania o zgodę lokalnych władz na miejsce jej lokalizacji, a działaniom inicjatorów tego zamysłu towarzyszył wzrost zainteresowania osobą lądeckiego lekarza ze strony różnych środowisk krajoznawców, nie zawsze jemu przychylnych, a nawet wrogo nastawionych do tej inicjatywy. Owe nieprzychylne środowiska początkowo podejmowały działania skrycie, dając w pełni znać o sobie dopiero w 1992 roku, kiedy w wydawnictwie wrocławskiego Studenckiego Koła Przewodników Sudeckich "Karkonosz", zeszyt 6, zamieszczono artykuł związanego z tym kołem Wojciecha Ciężkowskiego pt.: "O Aleksandrze Ostrowiczu - inaczej". Jak się poźniej okazało, artykuł ten został napisany jako reakcja na wiadomość o zamiarze upamiętnienia przez Klub Sudecki swego patrona tablicą pamiątkową w Lądku Zdroju. W swym artykule autor stwierdził m.in., że wydany w 1881 r. w Poznaniu przewodnik A. Ostrowicza "Landek w Hrabstwie Kłockiem w Szląsku" jest "w większości dosłownie zerżniętym...", zarzucając Ostrowiczowi bezpośrednie tłumaczenie z niemieckiego, a całej jego pracy miernotę. Tymczasem Klub Sudecki od dawna posiadał kompletną dokumentację kserograficzną tego przewodnika, więc na podstawie analizy tekstu można było łatwo sprawdzić, że taki zarzut jest całkowicie bezpodstawny. Opinii
autora przeczą także notatki z ówczesnej polskiej prasy. W "Kurierze
Poznańskim" (nr 134 z 1881 r.) czytamy: "Dziełko to zaś już i
dlatego ma pierwszeństwo przed innymi niemieckimi, że jest najnowszym,
gdyż dopiero przed kilku dniami opuściło prasę (druk J.I. Kraszewskiego
- dr W. Łebiński w Poznaniu), a niemieckie ostatnie wydania drukowane
były w r. 1877, tak iż dla zachodzących bez przestanku zmian dziś już
są niewystarczające." Natomiast notatka w "Dzienniku
Poznańskim" (nr 176 z 1893 r.) informuje, że Ostrowicz...
"tworzy niejako duszę i główne ognisko polskiej kolonii zbierającej się
corocznie w śląskim zdrojowisku, a niezwykłą uprzejmościa swoją jedna
sobie sympatię wszystkich, którzy go tylko poznali..." Podobnych
notatek wyrażających się o Ostrowiczu z uznaniem ukazywało się w tamtym
czasie dużo więcej. Niestety,
w "Karkonoszu" znalazły się takie oto kuriozalne komentarze
na temat działalności tego polskiego lekarza w Lądku: "Skupiał
wokół siebie Polaków przebywających na kuracji. I nic więcej!", "...nie
działał zbytnio w szerzeniu polskości i reklamowaniu Lądka wśród
Polonii" itd. Zdaniem autora Ostrowicz nie reklamował Lądka, mimo
że - jak sam autor tego pełnego sprzeczności artykułu zauważył -
napisał i wydał własnym sumptem obszerny, ponad 200 stron liczący,
przewodnik zachęcający Polaków z wszystkich zaborów do wypoczynku i
kuracji zdrowotnych w tym uzdrowisku oraz do wędrówek po okolicznych
górach. Najbardziej
bulwersuje fakt, że autor artykułu posłużył się nim, rozsyłając do
lokalnych decydentów jego wersję roboczą jeszcze przed opublikowaniem w
"Karkonoszu", nie dając możliwości zapoznania się z tym
tekstem zarówno członkom Klubu Sudeckiego z Poznania jak i stosownym
władzom PTTK zaangażowanym w tą inicjatywę. Nie ma najmniejszej
wątpliwości, że celem tych przesyłek było nie dopuszczenie do
upamiętnienia dr. Aleksandra Ostrowicza i jego pionierskiego polskiego
przewodnika po Lądku. Autorowi niewątpliwie chodziło o przekonanie
środowiska ówczesnych decydentów, że Ostrowicz nie zasługuje na
szacunek i pamięć, bo rzekomo nie wyróżniał się niczym szczególnym -
ani jako autor przewodnika, ani też wieloletnią pracą lekarską i
działalnością na rzecz Polaków w uzdrowisku. Za
sprawą prowadzonych skrycie intryg autora i związanego z nim gremium,
lokalne władze Lądka Zdroju i Stronia Śląskiego po kolei odmówiły zgody
na lokalizację tam tablicy pamiątkowej. Historia kiedyś surowo oceni
ludzi małych duchem za brak szacunku dla patriotyzmu i rzetelnej pracy
prekursorów naszej europejskiej obecności w Sudetach już w XIX wieku. W
tym drugim przypadku na dosłownie kilka dni przed zapowiadaną
uroczystością w biurze Oddziału PTTK Winogrady-Piątkowo w Poznaniu
odebrano telegram ze Stronia Śląskiego o cofnięciu zgody na
umieszczenie tablicy i jej uroczyste odsłonięcie. Był już zamówiony
autokar, ustalono skład delegacji i rozesłano zaproszenia... Dla Klubu
było to ogromne zaskoczenie. W ostatniej chwili przed wyjazdem trzeba
było odmówić transport, powiadomić zaproszonych gości o odwołaniu
uroczystości, co nie w każdym przypadku było już możliwe itp. Na temat
problemów, które spadły na Odział PTTK i Klub w związku z odwołaniem
tej imprezy, by można wiele tu napisać... Długo twały starania o nowe miejsce lokalizacji tablicy, nieco dalej od miejsc, z którymi Ostrowicz był najbardziej związany swoją działalnością. Po uzyskaniu zgody Dyrekcji Muzeum Ziemi Kłodzkiej na umieszczenie tam tablicy, Ciężkowski chyba nadal jeszcze liczył na storpedowanie i tej inicjatywy. Swój tekst w końcu wysłał w marcu 1992 r. do ówczesnego Wojewody Poznańskiego, znanego turysty i krajoznawcy - Włodzimierza Łęckiego, usiłując go przekonać, że inicjatywa Klubu Sudeckiego jest chybiona, a Aleksander Ostrowicz nie zasłużył na wdzięcznośc i pamięć. Ostatecznie tablica ta została jednak umieszczona na uzgodnionym miejscu.
Jakby tego było jeszcze mało, w tym samym czasie, kiedy 26 kwietnia 1992 r. odsłaniono tablicę ostrowiczowską w Kłodzku, na łamach kwietniowego wydania wrocławskiego miesięcznika "Na Szlaku" ukazał się paszkwil Wojciecha Ciężkowskiego w postaci zajmującego dwie pełne strony, wydrukowanego drobną czcionką elaboratu o samym już w sobie obraźliwym i wulgarnym tytule: "Paranoja albo ryfejska zaraza czyli kto przegina pałę w miłości do Ostrowicza". O niewybrednych atakach na działaczy poznańskiego Klubu Sudeckiego i publikacjach ośmieszających sylwetkę i dokonania Aleksandra Ostrowicza, informowała nawet prasa. Poniżej wycinek z "Głosu Wielkopolskiego" z informacją o skandalu z "nie chcianą tablicą". Mimo próśb o zamieszczenie w "Karkonoszu" wyjaśnienia sprawy tekstów Ciężkowskiego, nie ukazało się tam nic więcej, poza lakoniczną notatką o odsłonięciu tablicy pamięci Aleksandra Ostrowicza w pomieszczeniu Muzeum Ziemi Kłodzkiej. Po prostu niektóre osoby związane z wrocławskim SKPS poparły intrygi autora artykułu "O Aleksandrze Ostrowiczu - inaczej" i uznały kłamliwe stwierdzenia, że autorowi chodziło tylko o "odbrązowienie" tej postaci. W rzeczywistości chodziło o coś zupełnie innego. Według autora tego artykułu, wszyscy niemieccy lekarze w Lądku byli "wybitni", natomiast polski lekarz - przeciętnym i niczym nie wyróżniającym się lekarzem uzdrowiskowym. Tu chodziło o storpedowanie inicjatywy umieszczenia tablicy pamiątkowej na terenie, z którym Ostrowicz był związany swoją działalnością.
W Lądku i tak znalazła się, umieszczona 2001 roku z inicjatywy ś.p. Zenona Szymankiewicza - członka Klubu Sudeckiego, a ufundowana przez Marszałka Wielkopolski w 120 rocznicę edycji pionierskiego przewodnika po Lądku - nie chciana tablica pamięci Wielkopolanina z pochodzenia i Lądczanina z wyboru - dr. med. Aleksandra Ostrowicza.
Pierwsza, odsłonięta w lutym 1989 roku poświęcona Ostrowiczowi tablica z błędem jest dobrze ukryta przed świadomością odwiedzających Lądek turystów wewnątrz położonego na bocznej uliczce budynku, gdzie mieszczą się biura sanatorium, z dala od głównych ciągów turystycznych uzdrowiska. Domu, w którym - jak głosi napis - dr Aleksander Ostrowicz rzekomo "pracował i pisał po polsku prace o lecznictwie uzdrowiskowym" wówczas jeszcze nie zbudowano.
Ciekawe dlaczego Ciężkowski w swoim artykule tak dużo napisał o tej części Lądka i o poszczególnych budynkach, a o samej tablicy nawet nie wspomniał? Wydaje się dziś mało prawdopodobne aby o niej wtedy nie wiedział. A może chodziło jemu o ukrycie faktu, że Lądczanie potrafili jednak docenić rolę polskiego lekarza w swoim uzdrowisku, choć zrobili to dość nieudolnie? Bo kto z przyjezdnych do Lądka tak ukrytą wewnątrz budynku tablicę w ogóle dostrzeże i przeczyta? Zapewne autorowi zależało właśnie na tym, aby na jakimś godnym tego miejscu w Lądku nie znalazła się druga tablica pamiątkowa poświęcona polskiemu lekarzowi.
|