Lech Rugała
Co pokazywać naszym sąsiadom z gór i vice versa?
Nie wiem czy ktoś z czytających naszą stronę klubową analizował wyniki badań ruchu turystycznego w Polsce, przeprowadzonych w ostatnich latach m.in. na podstawie ankiet rozprowadzanych wśród badanych turystów. Ja mam takie opracowania w domu na półce. Co z nich wynika? Ano, że (cytuję istotne fragmenty): "Ruch turystyczny zagraniczny (...) Program zwiedzania organizowali sobie samodzielnie. Niemal wszyscy byli zaopatrzeni w przewodniki i mapy po Polsce, które wydane były w ich krajach i językach. (...) Najczęściej są to grupy objazdowe po całej Polsce, mają charakter poznawczy - zwiedzają duże miasta jako centra kultury i zabytków, kulturowe szlaki turystyczne, poznają także tradycje regionów poprzez udział w różnych imprezach folklorystycznych. Często imprezy te są organizowane na specjalne życzenie. Tendencje... (...) zwiększyła się widocznie liczba turystów z Francji przyjeżdżających grupowo i indywidualnie..."
Nie tylko wg opracowania, na które się powołuję, brak przewodników z dobrą znajomością języków nadal sprawia cudzoziemcom spore trudności. Kilkakrotnie po Poznaniu i Szlaku Piastowskim razem z moją żoną oprowadzaliśmy grupy zaprzyjaźnionych Czechów z regionu karkonoskiego. Robiliśmy to społecznie - nie dla zarobku (nie mam formalnie uprawnień przewodnickich, a żonie wygasły przed kilku laty). Z prośbą o pomoc do nas zwrócił się wtedy znajomy współpracownik miesięcznika Krkonoše, pan František Jirásko z Vrchlabí, który jest równocześnie miejscowym przewodnikiem i kilkakrotnie prowadził nas za darmo po Karkonoszach. Tym, co w ramach "rewanżu" im pokazaliśmy, byli bardzo zaciekawieni. Przeciętnego Czecha bowiem niewiele mogą zainteresować miejsca związane na przykład z Powstaniem Wielkopolskim. Prędzej zainteresuje ich, że pierwszy murowany ratusz w Poznaniu wybudowano za czasów Wacława II i z ciekawością obejrzą kamienne zworniki w piwnicy na gotyckim sklepieniu z czeskim herbem.
Także oprócz Ostrowa Lednickiego, gdzie wg jednej z hipotez odbył się ślub księcia Mieszka z Dąbrówką, zainteresuje ich mało znane grodzisko w Gieczu, skąd miejscową ludność książę Brzetysław zabrał z sobą w powrotną drogę do Czech i osiedlił koło Domažlic, gdzie od Giedczan pochodzi miejscowość Hědčany (o tym fakcie wzmiankował czeski kronikarz Kosmas) - zobacz => http://archeo.amu.edu.pl/giecz/
Oczywiście z zaciekawieniem zapoznają się z żywotem św. Wojciecha i obejrzą miejsce z jego relikwiami w Katedrze Gnieźnieńskiej i jednocześnie miejsce, gdzie Wacław II był koronowany na króla Polski przez pochodzącego ze śląskiego rodu Świnków arcybiskupa Jakuba Świnkę. Jest tu naprawdę wiele ciekawych miejsc związanych z naszymi wspólnymi historycznymi czesko - polskimi związkami. Napisałem o tym nieco więcej w artykule Czeskie watki w Wielkopolsce
O jednej z wycieczek Czechów była wzmianka w miesięczniku "Krkonoše"
Kilka lat wcześniej w leszczyńskiej lokalnej prasie ukazała się ciekawa notatka związana z naszym pobytem w Vrchlabí, kiedy to mieliśmy szczęście wyjść cało z wypadku komunikacyjnego i kiedy uczestnik prowadzonego przeze mnie obozu wędrownego napisał później do jednej leszczyńskich gazet, oburzonej na nazywanie Leszna "małym prowincjonalnym miasteczkiem". Poniżej wspomniana notatka.
Wracając do oprowadzania wycieczki Czechów po Poznaniu, to na Placu Wolności fragment przestrzeni poziomej wypełnia metalowa tablica upamiętniająca Powstanie Wielkopolskie. Za czasów pruskich stał tam pomnik ku czci zwycięstwa Prus w bitwie pod Nachodem w 1866 roku, która otworzyła pruskim wojskom drogę przejścia przez Sudety i przyczyniła się do zwycięstwa w wojnie austriacko - pruskiej. Polacy walczyli w tej wojnie po obu stronach - w armii pruskiej stanowili większość V korpusu. 1 pułk ułanów z tego korpusu przyczynił się do zwycięstwa Prusaków szarżując na austriackich kirasjerów. Po stronie austriackiej walczyli także Czesi. Tragedię tamtej wojny opisuje czeski powieściopisarz - Alois Jirásek - odpowiednik naszego Sienkiewicza. Bardzo trafnie ukazuje bezsens walki, w którą obce mocarstwa zaangażowały bratnie narody słowiańskie i rozkazały wzajemnie się zabijać. Po odzyskaniu niepodległości pruski pomnik rozebrano. O tym oczywiście wspomnieliśmy oprowadzając Czechów po Poznaniu. Jednak wdawanie się w szczegóły dotyczące Powstania Wielkopolskiego nie miało sensu. Pokazaliśmy im natomiast stojący na tym samym placu pomnik ku czci Wincentego Piessnitza - twórcy wodolecznictwa, który leczył ludzi górską wodą w Jeseniku (dawniej Gräfenbergu) - w osadzie położonej na zboczach gór w Sudetach Wschodnich. Pomnik z medalionem ufundował Edward hr. Raczyński z wdzięczności za wyleczenie syna.
Powyżej ukazuję medalion z brązu, przedstawiający profil Wincentego Priessnitza otoczony napisem w języku greckim i polskim, z błędem: "NIC LEPZEGO NAD WODĘ" (pominięta litera "s"). Więcej na ten temat w moim artykule pt. "Edward hr. Raczyński (1786-1845) i jego sudeckie wątki"
Aby nie było wątpliwości podobnie jak z zainteresowaniem czeskich wycieczek pewnymi miejscami w Polsce, jest ze statystycznym turystą z Poznania czy Wielkopolski zwiedzającym sudeckie uzdrowiska. W Jeleniej Górze (Cieplicach Śląskich) nie zainteresuje ich zbytnio genealogia rodu Schaffgotschów i jakiś świdnicki kamieniarz Leonard Weber, który wyrzeźbił pomnik św. Jana Nepomucena stojący w pobliżu mostu na Kamiennej. Z pewnością by zainteresowało ich natomiast to, że cokół tego tego pomnika wraz z wierszowaną inskrypcją swego autorstwa ufundował w 1758 roku Rafał Gurowski, kasztelan poznański i starosta Wschowy. Niestety o osobie fundatora zupełnie nic nie wiedzą miejscowi przewodnicy sudeccy i w praktyce o tym nie mówią. Więcej o tym pomniku w artykule "Wielkopolska pamiątka w Cieplicach"
Również bardziej niż renesansowe nagrobki na murze otaczającym kościół św. Jana Chrzciciela, przeniesione tam z Radomierza, mogą zainteresować ich podniszczone płyty nagrobne kuracjuszy z Wielkopolski, umieszczone na zewnątrz samego kościoła. Miejscowi przewodnicy nie wspomną też o tablicy epitafijnej Kazimierza Jaraczewskiego z Lipna koło Leszna, która przetrwała lata wojen, w tym czasy hitlerowskie ani o tym, że polskie władze w Jeleniej Górze dopuściły do jej dewastacji czy zaginięcia w latach 70-tych, że nikt dziś nie wie co się z nią stało.
Zaginione epitafium Kazimierza Jaraczewskiego
Miejscowi przewodnicy również nie pokażą turystom z Wielkopolski niszczejącego zespołu pałacowo parkowego w Ciszycy koło Kowar, który w 1824 roku zakupił namiestnik Wielkiego Księstwa Poznańskiego, książę Antoni Henryk Radziwiłł wraz z romantycznym zameczkiem myśliwskim zbudowanym w formie pseudo ruiny na pobliskim wzgórzu, zwanym obecnie Radziwiłłówką.
Nie powiedzą też o tym, że właśnie z inicjatywy ks. Antoniego Radziwiłła wydano w Poznaniu około roku 1826/27 pierwszy w historii turystyki polski przewodnik po górach, zatytułowany "Olbrzymie góry z widokami nayznakómitszemi, porządkiem po sobie idącemi ...." więcej => "Zapomniany polski przewodnik górski po Karkonoszach"
Nie powiedzą w Lądku Zdroju nic bliższego o fundatorze kolumny maryjnej - poznańskim przemysłowcu Antonim Krzyżanowskim i okolicznościach tej fundacji. Nie pokażą na tamtejszym cmentarzu grobu Aleksandra Ostrowicza, który był autorem polskiego przewodnika zatytułowanego "Lanek w hrabstwie klockiem w Szląsku", wydanego w 1881 roku w Poznaniu. Nie pokażą umieszczonej tam z inicjatywy członków Klubu Sudeckiego tablicy pamiątkowej. Więcej => "Przewodnik Aleksandra Ostrowicza po Lądku"Umieszczona na Nowym Cmentarzu w Lądku przy grobie Aleksandra
i Klary Ostrowiczów, polska tablica ufundowana przez Marszałka WielkopolskiNie powiedzą też o skandalu z tablicą pamięci Ostrowicza wywołanym przez jednego z miejscowych przewodników. Więcej => "Kto nie lubi Ostrowicza?"
W Kłodzku przy tablicy pamięci Wielkopolan uczestnicy wycieczki niewiele dowiedzą się od miejscowych przewodników jacy to sławni Wielkopolanie i za co konkretnie byli tam więzieni. Więcej => "Wielkopolskie akcenty w Kłodzku"
Miejscowi przewodnicy nie powiedzą też o pochodzącym z Wielkopolski, a dziś już zapomnianym Stanisławie Taczaku, który napisał pierwszy powojenny przewodnik po Karpaczu i okolicach, a który nawiasem mówiąc oprowadzał moich rodziców po Karkonoszach już wiosną 1946 roku... Więcej => "Pierwszy powojenny przewodnik sudecki"
Również w czeskim uzdrowisku Jeseník, w alei z pomnikami Wincentego Priessnitza nie powiedzą, że pierwszy pomnik jemu poświęcony postawiono w Poznaniu, a ufundował go zasłużony Wielkopolanin Edward hr. Raczyński, który przyjeżdżał na tam ze swoim synem na kuracje, a jego syn był jednym z pierwszych skutecznie wyleczonych pacjentów.
Nie pokażą wielu innych miejsc związanych z pobytem tam sławnych Wielkopolan. Więcej czytaj w artykule => "Wielkopolanie w Sudetach"
To wszystko co ustalili członkowie Sekcji Przewodników Sudeckich w Poznaniu (obecnie Klubu Sudeckiego) i ich poprzednicy, cały ich dorobek został storpedowany przez dolnośląskie środowisko, które w 1989 roku doprowadziło do likwidacji dopiero co zawiązanej Sekcji Przewodników Sudeckich, a które ma monopol na przewodnictwo i prowadzenie wycieczek po terenie Sudetów oraz powoływanie komisji egzaminujących przyszłych przewodników. Więcej => Pismo
Moje uwagi nie są wyssane z palca, bo coś w tym widać jest. Bardzo wymowny jest fakt, że przez ponad 50 lat od przejęcia śląskiej strony Sudetów przez nowych gospodarzy, jedyne słuszne Studenckie Koło Przewodników Sudeckich powstało tylko we Wrocławiu, nie ma innych Kół Przewodników Sudeckich w tak bliskich Sudetom ośrodkach akademickich jak Poznań, Opole, Zielona Góra czy Gorzów Wielkopolski, kiedy jednocześnie Studenckie Koła Przewodników Beskidzkich istnieją w wielu odległych od Beskidów większych miastach Polski. I to jest przykre, bo brakuje korzystnej rywalizacji i współpracy, która by z pewnością przyczyniała się do wymiany doświadczeń, dzielenia się odkryciami faktów i miejsc wcześniej nieznanych, a tym samym do podnoszenia poziomu wiedzy o terenie Sudetów.